To, że jesteśmy inne od "nich" to rzecz jasna jak słońce. Jednak tak samo inna jestem od mojej teściowej, profesorki na studiach (która budziła lęki nocne większości ogółu, bez względu na płeć bojącego), od Pani Zosi z warzywniaka, czy też koleżanki z bloga obok, a wcale przecież nic im między nogami nie dynda ;-D
Każdy człowiek różni się od drugiego i chwała Bogu za to, bo inaczej osobiście na twarz z nudów bym padła i nigdy nie powstała. I bez względu na to, czy rządzą nami hormony te same, czy tez zupełnie przeciwne możemy z kobietą inną nienawidzić się szczerze i wcale języka wspólnego nie znaleźć. Podobnie w kierunku przeciwnym . . .
I chociaż świat babowaty uwielbiam szczerze, to przyznam również, że nie raz chętniej nić porozumienia i język wspólny byłam w stanie znaleźć z tymi "z ogonkami" ;-D
A jeśli chodzi o wspólny dach . . . Hmmmmm tutaj doświadczenie mam i refleksję jedną - serdeczny, pozytywny stosunek do siebie, chęć ruszenia mózgownicą i ciągłe próby wczucia się w sytuację i uczucia drugiego/drugiej są jedyną receptą na wzajemne zrozumienie. Bo nawet eskimos z ciemnoskórym się dogada, kiedy uśmiech na facjacie jego dostrzeże . . .
Marta
Oj tak ! Z tym uśmiechem to prawda ! Jak ja się złoszczę to mój M. szybko mnie rozśmiesza ! I już wszystko załatwione ;)
OdpowiedzUsuń