Łączna liczba wyświetleń

środa, 30 listopada 2011

Andrzejkowy cytat dnia...

 
„ Jeśli jesteś tak przerażająco pusty, że nie możesz posłać komuś jednego promyka szczęścia i odrobiny szczerego uznania nie oczekując niczego w zamian, jeśli Twoje serce nie jest większe od kwaśnego, dzikiego jabłka, to spotka cię ze wszech miar zasłużone niepowodzenie.”
                                                                                (D. Carnegie)
                    
                                                                                              Paula

wtorek, 29 listopada 2011

List od starszej Siostry...



Jak uszczęśliwić kobietę???
Uszczęśliwienie kobiety nie jest trudne...
Należy tylko być :
1. przyjacielem
2. partnerem
3. kochankiem
4. bratem
5. ojcem
6. nauczycielem
7. wychowawcą
8. spowiednikiem
9. powiernikiem
10. kucharzem
11. mechanikiem
12. monterem
13. elektrykiem
14. szoferem
15. tragarzem
16. sprzątaczką
17. stewardem
18. hydraulikiem
19. stolarzem
20. modelem
21. architektem wnętrz
22. seksuologiem
23. psychologiem
24. psychiatrą
25. psychoterapeutą.

Ważne też są inne cechy. Należy być :
1. sympatycznym
2. wysportowanym ale
3. inteligentnym ale
4. silnym
5. kulturalnym ale
6. twardym ale
7. łagodnym
8. czułym ale
9. zdecydowanym ale
10. romantycznym ale
11. męskim
12. dowcipnym i
13. wesołym ale
14. poważnym i
15. dystyngowanym
16. odważnym ale
17. misiem ale
18. energicznym
19. zapobiegawczym
20. kreatywnym
21. pomysłowym
22. zdolnym ale
23. skromnym i
24. wyrozumiałym
25. eleganckim ale
26. stanowczym
27. ciepłym ale
28. zimnym ale
29. namiętnym
30. tolerancyjnym ale
31. zasadniczym i
32. honorowym i
33. szlachetnym ale
34. praktycznym i
35. pragmatycznym
36. praworządnym ale
37. gotowym zrobić dla niej wszystko [np. skok na bank] czyli
38. zdesperowanym [ z miłości ] ale
39. opanowanym
40. szarmanckim ale
41. stałym i
42. wiernym
43. uważnym ale
44. rozmarzonym ale
45. ambitnym
46. godnym zaufania i
47. szacunku
48. gotowym do poświęceń i, przede wszystkim,
49. wypłacalnym.

Jednocześnie musi mężczyzna uważać na to, aby :
a) nie był zazdrosny, a jednak zainteresowany
b) dobrze rozumiał się ze swoją rodziną, nie poświęcał jej jednak więcej
czasu niż danej kobiecie
c) pozostawił kobiecie swobodę, ale okazywał troskę i zainteresowanie gdzie
była i co robiła
d) ubierał się w garnitur, ale był gotów przenosić ją na rękach przez błoto
po kolana i wchodzić do domu przez balkon, gdy ona zapomni kluczy, lub
gonić, dogonić i pobić złodzieja, który wyrwał jej torebkę, w której
przecież miała tak niezbędne do życia lusterko i szminkę.

B. ważne jest aby nie zapominać jej :
1. urodzin
2. imienin
3. daty ślubu
4. daty pierwszego pocałunku
5. okresu
6. wizyty u stomatologa
7. rocznic
8. urodzin jej najlepszej przyjaciółki i ulubionej cioci.

Niestety, nawet najbardziej doskonałe wykonanie powyższych zaleceń nie
gwarantuje pełnego sukcesu. Kobieta mogłaby się bowiem czuć zmęczona
obecnością w jej życiu idealnego mężczyzny oraz poczuć się zdominowaną przez
niego i uciec z pierwszym lepszym „menelem” z gitarą, którego napotka.



A teraz druga strona medalu. Uszczęśliwić mężczyznę jest zadaniem daleko
trudniejszym, ponieważ mężczyzna potrzebuje :
1. seksu i
2. jedzenia

Większość kobiet jest oczywiście tak wygórowanymi męskimi potrzebami mocno
przeciążona. Zaspokojenie tych potrzeb przerasta siły naszych pań.

Wniosek :
Harmonijne współżycie można łatwo osiągnąć, pod warunkiem, że mężczyźni
wreszcie zrozumieją, iż muszą nieco ograniczyć swoje zapędy i pohamować
swoją roszczeniową postawę !



Kasiu... Kocham Twoje poczucie humoru!!!


                                                                                                 Paula

sobota, 26 listopada 2011

Ludzie, których już nigdy...

Nie, nie będzie o umarlaczkach;-)

Ostatnio coraz częściej dopadają mnie wspomnienia. . . Pewnie ze względu za aurę.
Wspomnienia, które zapalają się w umyśle niczym mały płomyk zapałki. Tlą się przez moment, grzejąc duszę.
I gasną. Pozostawiając takie ukłucie w sercu.

Przypominają się w tych wspomnieniach bliscy mi ludzie, których (chociaż nadal żyją) już nigdy nie będzie dane mi spotkać. Są to takie bliskie sercu osoby, które wyjechały, bądź zostały, a my wyjechaliśmy, z którymi kontakt się urwał. Nasze drogi rozeszły się, a jedyne co zostało to wspomnienie i ta permanentna tęsknota.

Może to być profesor z Liceum, który był pierwszym autentycznym autorytetem, bo powalał umysłem i zapalił miłość do filozofii.
Może to być przyjaciel gej, konstruktor poetyckich maszyn, który biegał ze mną po lumpeksach, w wynajmowanym mieszkaniu spał na łóżku podobno ze szpitala dla wariatów i raczył mnie pysznym papierosem wypalonym na podłodze w towarzystwie herbatki z cynamonem.
Może to być też profesor ze studiów, który paraliżował połowę uczelni, a nas - swoich seminarzystów (samobójców - zdaniem większości na roku) raczył ciasteczkami z cukrem i opowieściami z przysłowiowej "krypty" w swoim gabinecie. Bo on baaaaardzo stary był.
Może to być w końcu Pierwszy Prawdziwy Szef, osoba, która w tym całym braku doświadczenia, dostrzegła  odrobinę wartości i dała tę pierwszą szansę, wierząc. Po prostu wierząc, że warto w tą lalunię zainwestować, bo niegłupia.
W gronie tych osób będzie też koleżanka z klatki obok z czasów dzieciństwa, co miała bardzo ostrą mamę, zwariowana przyjaciółka z gabinetu piękności, z którą nie jedno wino...A także właściciel pewnego klubu jazzowego,poeta, który kochał inaczej, pewien ogrodnik, czy też listonosz, jak kto woli, klient Krzysiu - fan hardrocka i dobrego, mocnego kina, klientka Mariola - przekochana babka, paląca fajki w swej drogerii. . .
Wśród osób tych jest też wiele takich, z którymi kontakt podtrzymuję, panicznie bojąc się jego utraty, ale i tak TĘSKNIĘ permanentnie: Ty - przede wszystkim moja kochana, najukochańsza Paulinko, mój wspaniały kumpel Hubi z firmy, do której nie było dane mi wrócić, mama Stacha, która tak strasznie daleko, Evelinka - cudowna kumpelka najbardziej smsowa, tzw, Dąbek - fantastyczny oldskulowy wizjoner i jaracz trawki, Dorka - fryzjerka, co na każdej imprezie musiała zająca złapać i wiele, wiele innych.
A w zasięgu  zostało zaledwie kilka takich osób, tyle co na palcach jednej dłoni można zliczyć. O wiele za mało. No bo teraz całym światem jest DZIDZIUŚ, z którym jest mi przecież tak cudownie.
Cudownie, jednak nie zmienia to faktu, że przy porodzie, moja pamięć nie została wcale wykasowana, a ja niezmiennie uwielbiam ciekawe, kontrowersyjne, imponujące i inspirujące towarzystwo i potrzebuję go niczym powietrza.

A to tak dla przypomnienia - fotki z lamusa;-)







piątek, 25 listopada 2011

Myśl z cyklu "światłych"

Jeśli dookoła trwa burza. Taka straszliwa z ulewą, piorunami i zrywaniem dachów...
Kiedy stoisz do tego na rozdrożu i nie wiesz gdzie pójść, wiesz tylko, że chcesz uciec...
Jeżeli czujesz, że jeśli za chwilę nic się nie zmieni, to nastąpi eksplozja i wtedy Ty i ta rzeczywistość poza Tobą rozpryśnie się na milion kawałków i nie zostanie już nic...

Oznacza to, że najwyższa pora, abyś udała się w głąb siebie, zrobiła tam porządek i zaprowadziła spokój. Wówczas burza na zewnątrz ustanie i nastanie błoga cisza. . .
Tylko najgorsze jest to, że nikt nie zrobi tego za Ciebie.

                                                                                                                                Marta

poniedziałek, 21 listopada 2011

Życie świadomością malowane. . .

Kurcze, kochana moja, a mnie Twoje ostatnie zdanie skojarzyło się z ubezwłasnowolnieniem. Taka kobieta będzie niczym więcej, niż marionetką. Kukłą taką zwykłą. Pustą.

Żyć w świadomości czy lepiej bez? Znać najgorszą prawdę, czy lepiej nie? Decydować o sobie i ponosić tegoż konsekwencje, czy pozwolić sobą kierować? Połknąć niebieską pigułkę czy czerwoną?

A jak czujesz?
Ja, kiedy nie wiem jak w danej sytuacji postąpić, jakiego wyboru dokonać, zawsze wsłuchuję się w siebie. Wyłączam wtedy mózg. Wyłączam też serce. Wsłuchuję się w swój instynkt. Intuicję, jak kto woli. To jest wielki dar, który posiadamy tylko my - kobiety. I jeśli boimy się, że nasza decyzja pozbawi nas szczęścia, jeśli mamy dylemat, co będzie dla nas najlepsze, wówczas wystarczy wyciszyć nerwy, emocje, wytężyć wewnętrzne ucho i wsłuchać się w siebie. Podarowany nam przez Boga głos, zawsze podpowie nam dobrze. Da odpowiedź jak postąpić, żeby żyć w zgodzie ze swoim JA.

Czy to wystarczy, aby osiągnąć szczęście? Zapewne nie. Nie ma jednak nic gorszego, jak poszukiwanie szczęścia, postępując wbrew sobie lub zmuszając się do czegokolwiek. Na Szczęście składa się bardzo wiele. Jednak chyba podstawą jest postępowanie w zgodzie ze sobą samym, słuchanie swoich potrzeb, a nie wykonywanie czyichś poleceń, czy nawet wskazówek.

Może to tylko ja jestem takim duchem niepokornym, który wścieku dostaje, kiedy słyszy nakaz i tłumienie własnego zdania przez innych. Ale jedna rzecz jest pewna na pewno ;-).
Po to nam Pan Bóg tylu darów użyczył, abyśmy używali i serca i rozumu i instynktu. Tylko wówczas możemy namalować sobie piękne życie. A kolorów i odcieni jest tak wiele. Wybory - zawsze trudne. Ale wierz mi kochana, że kiedy przyjdzie nam zamknąć powieki, to tylko jeden obraz dostarczy nam ukojenia i poczucia spełnienia - NASZ WŁASNY.

                                                                                                                                    Marta

„Wiem, że nic nie wiem...”




Choć ogrom zaległych do zrobienia rzeczy mnie przytłacza, skupić się nie umiem. Pominę już fakt, że nockę bezsenną miałam, bo myśli kolebały się po mojej głowie.  Głowie tak roztargnionej i zajętej przez miliardy prześwitów refleksyjnych...różnych, przeróżnych!
I tak mijała godzina za godziną. O 3.30 z mózgiem zlasowanym do granic możliwości zasnęłam, nie wymyśliwszy niczego mądrego. Nie wiem dlaczego właśnie ja urodziłam się taka...wiecznie myśląca. Momentami żałuję, że odnóża mózgu mego przyczepiają się do pewnych spraw. Słucham, obserwuję i widzę, że są takie dziewczyny, które zbytnio nie zastanawiają się nad życiem. Są takie kobiety,  które przyjmują wszystko takie, jakie jest. Bez westchnień. Bez marudzenia. Wszystko jest dla nich proste jak konstrukcja drewnianego krzesła. Dla mnie (stety –niestety?) nie! Co dzień rozmawiam z kobietami w wieku różnym, ze skrajnymi poglądami, doświadczeniami, dzieciatymi, niedzieciatymi, szczupłymi, grubymi itd. Większość z tych kobiet (nie wszystkie) mają oczy smutne, w których odbijają się niespełnione oczekiwania. Te bez „połówki” u boku, idealizują swego przyszłego partnera. Drugie -  matki, żony, kochanki- posiadające swego „Księcia” już przeżyły dni sielanki i teraz po prostu żyją, żyją, żyją. 
Uśmiech kobiety, jej spełnienie – niespełnienie, w dużej mierze zależy od serca. Gdy w nim „gra muzyka”, ona tańczy i żyje radośnie. Gdy głucho i zimno – ona płacze. I znów jesteśmy w punkcie wyjścia. Jak żyć, aby kiedyś nie obudzić się z ręką w przysłowiowym nocniku? Znam takie, które lubią mieć nad związkiem kontrolę. Wskakują na niego, łapią za grzywę i kopią w boki dopóki nie będzie zmierzał tam, gdzie chcą. Znam też takie, które są w rękach swoich męskich połówek „flamastrami” (neologizm znaczeniowy mej Rodzicielki) i bez słowa wypełniają prośby, rozkazy, robiąc oczywiście tyle tylko, na ile im się pozwala. Przyjmują taki stan rzeczy bez mrugnięcia okiem. Jakby życie właśnie takie być powinno.

Które są szczęśliwsze? Może warto zmienić lub trochę nagiąć własna filozofię życiową, oddając
w ręce męskie całą odpowiedzialność za „NAS”?
Ta myśl nie pozwalała mi zasnąć...

                                                                                              Paula


piątek, 18 listopada 2011

Damą (Mamą) być...


  
Zazdrość różne maski zakłada. Z własnego doświadczenia wiem, że  czai się jak kot i wskakuje na plecy, gdy najmniej się tego spodziewasz.                                    
Zazdrość różnie też smakuje...jej odrobina nie zaszkodzi związkowi, ale niczym oliwa dolana do ognia- podsyci go. W nadmiarze – spali wszystko doszczętnie.
Zazdrośnicy żyją pośród nas...ale zazdrośnic jest znacznie więcej. Tak, tak...
Kobiety faktycznie potrafią zatruć życie drugiej babeczce i to tylko dlatego, że jest młodsza (to podstawa), ładna, ma swój styl. Kiedy ta babeczka, ma jeszcze dobrze w głowie poukładane i pewnym jest, że nie ma szans, aby jej poglądy zmienić – zaczyna się prawdziwy koszmar!
Sąsiadka w windzie przestała  Wam odpowiadać „ Dzień dobry”. Na uczelni plotkują, że tak naprawdę niemożliwym jest, abyś skończyła studia – wszyscy tylko nie ty, bo przecież jesteś zbyt głupia. W pracy, kobiety spędzające z tobą osiem godzin w jednym pokoju, „wbijają ci nóż w plecy”, gdy się obracasz - tylko dlatego, że nie jesteś „zwyczajna i szara”,
 a szef uważa Cię, za naprawdę dobrego pracownika!                                                          
       Jest jeszcze gorszy „potwór- zazdrośnik”. Ja (dzięki Bogu!!!!!) nie mam tego problemu, bo i moja Rodzicielka, i „Teściówka”, są naprawdę rewelacyjne i nie wtrącające. Raczej urozmaicają mi życie miłymi momentami, niż ucho męczą. Wiem jednak, że wiele moich koleżanek z przyjemnością przeczyta kilka słów na ten temat. Może poczują się lepiej, że same nie są na tym świecie z problemem tak dziwnym, aż trudnym do rozwiązania.
Proponuję baaaaaaardzo ciekawą lekturę-  śmieszną i smutną zarazem!

http://www.polityka.pl/psychologia/poradnikpsychologiczny/1503440,1,jak-oswoic-tesciowa.read 



Z natury nie mam problemów z zazdrością. Wręcz przeciwnie, wystrzegam się jej jak ognia, To tak „prymitywne” uczucie...ale często zastanawiam się, jaką ja będę mamą? Mam wprawdzie wzór idealny w postaci mej Rodzicielki – oddanej, kochającej, mądrej i wesołej. Tylko boję się, że nie sprostam. Nie wystarczy mi cierpliwości, nie znajdę odpowiednich słów, dróg, sposobów...                                                Mama  być – „damą” być. Trzeba z uporem maniaka uczyć dziecko tolerancji i bycia sobą; szacunku dla drugiej osoby, miłości i wielu innych wartościowych rzeczy.
Tak sobie myślę, że przecież każda (prawie każda) Mama- jest po jakimś czasie czyjąś Teściową. Warto wtedy przypomnieć sobie, co jest w życiu najważniejsze. Schować zazdrość do kieszeni i cieszyć się wspólnie z dorastających wnuków i wigilijnych pierogów, które tak dobrze smakują młodemu małżeństwu, gdy nie ma goryczy i żalu. Ja, nie wyobrażam sobie świąt bez Rodzinki mej przy stole. Może i różnimy się charakterkami, poglądami, przyzwyczajeniami, ale chyba właśnie to nas przyciąga do siebie jak magnes.
            Uparcie i skrycie wierzę , że każde zło i dobro, które człowiek czyni w życiu- wraca ze zdwojona siłą.

                                                                                                                  Paula

czwartek, 17 listopada 2011

Wredna Baba Jadliwa

Wiesz jak poznać wredną babę, która jadem fałszu pała?
Jadliwa taka często żyje w twoim najbliższym otoczeniu. Jest znajomą, sąsiadką, koleżanką z pracy, teściowa. Niby fajna, niby Cię lubi, niby Ty ją lubisz też. . . No właśnie NIBY, bo czujesz przecież, że coś jakby nie tak do końca. Taka jakby ona "cicho-ciemna". . .

No to teraz uważaj, oświecę Cię. . .
Jeśli baba takowa jakiekolwiek wątpliwości twe budzi, to znaczy, że coś jest na rzeczy, bo pamiętaj, że intuicja nasza samicza nie śpi.

A teraz tylko zapytaj się siebie, kiedy ostatni raz jędza ta podejżana komplementem Cię poczęstowała, kiedy doceniła coś u Ciebie, kiedy słowo miłe odnośnie wyglądu Twego, dzieci, męża, domu, psa tudzież rybki chociaż w akwarium pływającej rzuciła?

 Hmmm? Nigdy? Dawno? Nie pamiętasz?

Ot i odpowiedź jest prosta. Bo baba jadowita, nawet jeśli miła, wewnątrz z zazdrości się spala,a już przyznanie, że coś u Ciebie jest boskie - zabiłoby jej wredne, zimne, zazdrosne serce.

Wiem, bo obserwacji w kwestii tej poczyniłam wiele, więc teoria ma poparcie naukowe posiada . . .  No prawie ;-D

niedziela, 13 listopada 2011

Czy to aby na pewno hormony?

To, że jesteśmy inne od "nich" to rzecz jasna jak słońce. Jednak tak samo inna jestem od mojej teściowej, profesorki na studiach  (która budziła lęki nocne większości ogółu, bez względu na płeć bojącego), od Pani Zosi z warzywniaka, czy też koleżanki z bloga obok, a wcale przecież nic im między nogami nie dynda ;-D

Każdy człowiek różni się od drugiego i chwała Bogu za to, bo inaczej osobiście na twarz z nudów bym padła i nigdy nie powstała. I bez względu na to, czy rządzą nami hormony te same, czy tez zupełnie przeciwne możemy z kobietą inną nienawidzić się szczerze i wcale języka wspólnego nie znaleźć. Podobnie w kierunku przeciwnym . . .
I chociaż świat babowaty uwielbiam szczerze, to przyznam również, że nie raz chętniej nić porozumienia i język wspólny byłam w stanie znaleźć z tymi "z ogonkami" ;-D

A jeśli chodzi o wspólny dach . . . Hmmmmm tutaj doświadczenie mam  i refleksję jedną - serdeczny, pozytywny stosunek do siebie, chęć ruszenia mózgownicą i ciągłe próby wczucia się w sytuację i uczucia drugiego/drugiej są jedyną receptą na wzajemne zrozumienie. Bo nawet eskimos z ciemnoskórym się dogada, kiedy uśmiech na facjacie jego dostrzeże . . .
                                                                                                                                          Marta

czwartek, 10 listopada 2011

Pani Progesteron i Pan Testosteron pod jednym żyli dachem...


         Jutrzejsze święto obudziło we mnie dziwne uczucie...można je nazwać „ulgą”. Młody człowiek chyba niezbyt często myśli o wojnie, o niepodległości, o wolności...Mylę się?
Ponoć każdy z nas rodzi się w wyznaczonym dla niego czasie i miejscu. Skoro tak, to tym bardziej przykry jest ten fakt, im bardziej okrutne są realia epoki i „dojrzewania”  miejsca.
Czuję wielki szacunek dla ludzi, którzy wiedzieli jak okazać prawdziwą MIŁOŚĆ! Nie obrażali się na los i szli do przodu...
Prawdziwe jest jednak to, że każdy z nas toczy w swoim życiu małe „wojny”.  

Związek Pani Progesteron i Pana Testosterona...Wiekowa to wojenka, znana od dawien dawna „bitewka” (bo bitwy rozmiary przybiera tylko momentami) , czyli „przeciąganie liny”, „skoki z przytupem „ i „dziamgania wieczorne”.

Jeśli któraś z Was ( Drogie Czytelniczki) jeszcze „TEGO” nie przeżyła to są trzy opcje...
1.Nie jesteście zakochane. Mało tego! Jeszcze nie kochałyście prawdziwie.
2. Wasi partnerzy mają więcej pierwiastka żeńskiego w sobie, niż Wam się wydaje.
3. Jesteście tym cudownym okazem „kobiety idealnej’- wybaczającej, wolącej przemilczeć, uśmiechniętej i baaaaaaaaaardzo tolerancyjnej?

Powiem szczerze, nigdy by mi wcześniej (przed zamążpójściem) nie przyszło do głowy , że jednak prawdą są słowa " koiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa".
 O kobiecie można mówić dłuuuuugo...jednym słowem „temat rzeka” ...
Lubi piękne zapachy. Zapach męskich perfum na ukochany karku, zapach dziecka, zapach czystego domu, zapach ciasta i gotującej się (wyrafinowanej dla kubków smakowych) kolacji itd.                   
Lubi kolory. Kolor słońca, który sprawia, że niemal unosi się nad ziemią. Kolor kwiatów. Kolory dzieciństwa. Kolor pozytywnej aury panującej w domowym zaciszu. Kolory złotej jesieni itd.
            Lubi muzykę...muzykę momentami tak skrajną i różną, jak panujący w jej wnętrzu nastrój.
            Lubi książki...powieści wciągające. Poezję, po której lekturze pojawiają się „zmarszczki śmiechowe” na policzkach lub „zaparty dech w piersi”.
Lubi spotkania towarzyskie, uśmiechy, esy-floresy malowane na ścianie, ładne i strojne wdzianka  -
a chwilami łzy kapiące, budzące się z refleksji nad życiem. Życiem, które przecież bywa różne i momentami figle płata.

O mężczyznach też można mówić (wieeeeeeeeeele), ale najprawdziwszą wersję tej psychoanalizy mógłby przedstawić sam facet . Jedno jest pewne ...Są inni. I już pomijając najbardziej widoczny – fizyczny aspekt tej sprawy, najważniejszym staje się umysł.
Jak wiadomo, mózgiem płci przeciwnej , jak i naszym, żądzą (oczywiści w pewnym stopniu) hormony .
Jakże często myślimy o tym samym, a mówimy inaczej? Inaczej też widzimy ten sam obraz? Słuchamy tej samej piosenki, inaczej ją rozumiejąc. I wreszcie najważniejsze...Życie  i jego interpretacja.
Pan Testosteron nie umie przegrywać. Zawsze stara się być „wodzem”. Nie przepada za sprzątaniem. Nie wie, dlaczego płaczesz na reklamie. Obiady może jeść w mieście. Lubi smak piwa i „męskie rozmowy”
( znacznie różniące się od naszych-kobiecych) .
Słucham? Nie...nie. Nic podobnego! Oczywiście, że ma też zalety. Jest większy i mieścisz się w Jego ramionach. Jest silniejszy (często też psychicznie ), chce Ci stworzyć „bezpieczną sytuację”.Przytula, czasem gotuje. Majstruje. Całuje. Wspiera itd. Musi być dzielny, mając takiego „wojownika obok”.
Pani Progesteron jest bardzo nieprzewidywalna...
Raz tak, raz siak...zależy, który to dzień cyklu. Metamorfoza psychiczna kobiety przewyższ swoim rozmiarem Mont Everest. Od dzielnej, słodkiej i energicznej kobietki, spragnionej bliska i ciepła- po wulkan, tykającą bombę, która swoim wybuchem zrównałaby cały wieżowiec. Baaa!!! Całe osiedle wieżowców!  (Chwilę potem płaczącej, słysząc sentymentalny kawałek w radio).
Każdy ma swoją „połówkę” osobowości, którą druga osoba może tylko starać się poznać, „liznąć”, „ugryźć”, ale ona i tak zostanie naszą „niespodzianką”, którą mamy  w zanadrzu i niczym As’em z rękawa popisujemy  się  właśnie nią  (pozytywnie –tudzież negatywnie) w najmniej spodziewanej godzinie. I tak ta wojenka trwać będzie i nikt o zdrowych zmysłach jej nie wygra...

                                                                                                                              Paula


niedziela, 6 listopada 2011

„Nim w kołowrotku pęknie nić...”


Praca jest tylko dodatkiem...souvenirem od losu... Oczywiście dobrze, gdy się ją ma i daję satysfakcję, ale...nie jest ona według mnie wyznacznikiem szczęścia !
Ty, wiele już „znalazłaś” kochana...Mam na myśli odnalezione „miejsce na ziemi”, miłość w oczach  mężczyzny chrapiącego obok każdej nocy, wspierającego i pomagającego...
I najważniejsze z najważniejszych- całkiem niedawno zostałaś „przeegzaminowana”- urodziłaś Dziecko i każdego dnia rewelacyjnie „odnajdujesz” się w roli Mamy wesołej, troskliwej, śpiewającej piosenki „Arki Noego”   J
Nie wymagaj od siebie tak dużo... pomalutku...spokojnie...znajdziesz i to szybciej, niżli Ci się wydaje...
Są i tacy, którzy poszukują życie całe i umierają nie znając odpowiedzi na pytanie : „Czy czuję się spełnionym?”.
Najcięższe życie mają osoby ambitne. Takie  pytanie pojawia się w głowie, gdy  budzi się czujny
i przebiegły „Pan Samokrytycyzm Daleko Posunięty” i szepcze  do ucha: „Zrób coś ze swoim życiem! No zrób coś! Tak właśnie chcesz żyć?”






Ja z kolei odnoszę wrażenie, że moje życie pędzi w zwrotnym tempie. Biegnąc do przodu, podśpiewuję pod nosem...

 „Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam
Na pierwszej stacji, teraz, tu!
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat bo wysiadam.
Przez życie nie chce gnać bez tchu!

Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę
Gubią wątek i dni
A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!
A życie przecież po to jest, żeby pożyć.
By spytać siebie: mieć, czy być?
A życie przecież po to jest, żeby pożyć
Nim w kołowrotku pęknie nić!”

(A.M.Jopek)

                          Ach...chyba nie urodziła się jeszcze osoba w pełni zadowolona ze swojego życia. Taka, która miałaby wszystko, czego  pragnie...


                                                                                   Paula

sobota, 5 listopada 2011

Kim jestem?

Coraz częściej zastanawiam się z przerażeniem w sercu kim ja właściwie jestem. Zaraz wskoczę w przedział trzydzieści . . .Ehhhhh. Niby jeszcze nie tak źle, ale kurcze to już chyba nie jest wiek, kiedy można zacząć szukać swojej drogi . . .Droga takowa powinna być już dawno znaleziona, a jeżeli nie,  to cel choćby obrany.

A ja co?Wykształcenie humanistyczne, czyli w świecie zalewającego materializmu - żadne. Doświadczenie niby jest kilkuletnie w dobrej fimie, ale co z tego skoro w branży, która na dwadzieścia tryliardów procent nie jest TYM, co chciałabym w życiu robić.

Do diaska! Dlaczego ja wciąż szukam? Dlaczego ciągle jeszcze jestem na etapie testowania? Dlaczego nie natestowałam się w dzieciństwie, żeby w życiu dorosłym już tylko po prostu wiedzieć. Ile jeszcze prac będę musiała zaliczyć i stanowisk? Ile rzeczy nowych przyswoić? Ile myśli pomysłów pełnych, przez mózgownicę swą przepuścić? Ile szkół sobie jeszcze wymyślę i ukończę, żeby znaleźć TO?!

A w zasadzie to chyba nie to wszystko jest najgorsze.
Najbardziej boję się tego, że nie znajdę tego nigdy. Że zmarnuję, to co Pan Bóg dał tylko jedno.
Że zestarzeję się w tym stanie niespełnienia i taka zemrę. Całe życie się wcześniej szarpiąc z czymś, co nie jest moje . . .

Halo, czy jest tam ktoś, kto też tak ma?. . .

                                                                                                                                      Marta

" Czy warto było...?"

Kochana, nie smuć się, że coś się skończyło. Ciesz się, że mogłaś to przeżyć!!! Wiem, że z tęsknotą te słowa przegrają i to z kretesem. Często gdy tęsknię i wspominam z bólem serca Kogoś, kto już dawno „zgasł” , staram się wyobrazić sobie mój świat bez tej osoby. Zadaję sobie pytanie – lepiej kochać kogoś i go stracić? Czy może nie kochać wcale? Odpowiedź jest oczywista. Cieszę się i raduję wtedy całym sercem, że dane mi było spędzić pół życia z człowiekiem , dla którego moja obecność była równie ważna. Najważniejszym jest, aby „być” dla siebie.
Będąc jeszcze w liceum, pisywałam do szuflady „myślowe bohomazy”, czyli coś na wzór wierszy. Tematyka w zależności od nastroju- począwszy od skrajnej radości i szczęścia do dołów maniakalnych wykopanych złamanym sercem  itd. Jednym słowem takie tam” problemy młodzieżowe” . Na dni szuflady były też wiersze o najbliższych...,a  że miałam to szczęście- cudownego Dziadka, także i o nim samym. Pamiętam  do dziś...

„Budzi mnie rano ciepłym uśmiechem...
Nie, nie jest słońcem.
(...)
I muszę mu powiedzieć, jak bardzo go kocham
Nim będę szukać w zapachu swetra...”

„Życie to pasmo rozstań” – jak mawia moja Rodzicielka. Każdy człowiek potrafiący kochać, przeżył  w życiu choć jedno takie rozstanie, po którym serce jest jak mozaika i trzeba je na nowo poskładać...Dobrze, gdy układanka pasuje. Gorzej, gdy TA osoba, którą się straciło była jednym z najważniejszych jej elementów.
1 listopada...piękne, że nawet po śmierci masz swoje święto!!! Ciekawe, w jaki sposób obchodzą je na „dole” i na „górze”? Ja, będąc już duszkiem, baaaaaaaaaardzo chciałabym robić coś ciekawego, szczególnego...Choć nie przepadam na piosenką ”Wszyscy święci balują w niebie”- akurat tego dnia poprawia mi humor. Wyobrażam sobie Ciocie-wystrojone, z kieliszkiem szampana w ręku, tańczące w kółeczku z Babcią o siwych, zakręconych świeżo włosach - ta natomiast pali papieroska. Wszystkiemu przygląda się oczywiście Dziadek ,bo tancerz  niego był marny – woli trzymać się z dala od tańczących pań. Przy barku, na drewnianym hokerze siedzi Wujek i próbuje najnowsze mixy smakowe drinków. Całą zabawę urozmaica oczywiście Oskar, gryząc po stopach tancerki i patrząc, co by tu nabroić.
Moje wyobrażenia „podniebnego party” w połączeniu z przemarszem cmentarnym Panów ubranych w ślubne garnitury (bardo często srebrne) i Pań na szpilkach, zatapiających się po uszy w błocie, w sukienusiach krótkich tak, że gwarantowane zapalonko pęcherza – to mieszanka poprawiająca nastrój.
             Może i jestem „nie taka jak być powinnam”, ale moja wyobraźnia nie daje za wygraną...
Cały wic polega na tym, aby zadać sobie sprawę z upływającego czasu...Jeszcze niedawno byłam małą piromanką w blond włoskach, zatapiającą 1 listopada całe ręce w wosku lub odpalająca tysiące znalezionych patyków...Dziś jestem kimś całkiem innym...Może i moje zapędy piromańskie nie zniknęły, ale marzy mi się, aby teraz rozpalać umysły i serca...
Bo kiedy będę pewnego 1 listopada „imprezować na chmurce” lub sadzić marchew dla Mefistofelesa, chciałabym zobaczyć, że jest na świecie ktoś, kto za mną tęskni i powiedzieć sobie:
„Echhh, ty stara wariatko! Warto było!”

                                                                                          Paula

wtorek, 1 listopada 2011

Czas nie leczy ran . . .

Jedenaście lat temu odeszła. Nazwijmy ją ukochaną osobą. Jedenaście lat! A ja do dziś pamietam jej dłonie, dotyk pergaminowego policzka, uśmiech, oczy, głos... Do dziś bardzo mocno tęsknię... Do dziś kręci się łza w oku, kiedy w głowie pojawia się wspomnienie... Do dziś tak strasznie brak... Do dziś okrutnie ten brak boli...

Czas nie zmienił nic, może tylko pozwolił się ciut przyzwyczaić do myśli, że już nigdy ...

                                                                                                                                            Marta