Kiedy byłam małą dziewczynką, bardzo interesowały mnie zjawiska paranormalne. Wszystko to, co było „dziwne”, nadprzyrodzone i trudne do wyjaśnienia, przyprawiało mnie o zawrót głowy i wypieki na policzkach. W „ubogiej” prasie ukazywały się od czasu do czasu artykuły o bliskiej mi tematyce, które to pochłaniałam szybciutko z zachwytem .
Pamiętam taki dzień...Jesienny zwykły czwartek. Czekając na ukochaną Rodzicielkę w „poczekalni” fryzjerskiej, mój wzrok zatrzymał się na małym okurzonym stoliku, na którym leżało czasopismo „Wróżka”. Otwierając gazetę, trafiła na artykuł o telepatii.
Pamiętam taki dzień...Jesienny zwykły czwartek. Czekając na ukochaną Rodzicielkę w „poczekalni” fryzjerskiej, mój wzrok zatrzymał się na małym okurzonym stoliku, na którym leżało czasopismo „Wróżka”. Otwierając gazetę, trafiła na artykuł o telepatii.
Hmmmm...telepatia? Nie, nie!!! To nie jest możliwe!
Pomyślałam, że owa umiejętność - ta ogólnie pojęta możliwość komunikacji pomiędzy formami życia bez użycia żadnych znanych człowiekowi zmysłów, po prostu nie istnieje. Choć należałam raczej do grupy osób naiwnych (tak jest do tej pory), sprawa wydała mi się raczej grubo przereklamowana. Minęło dużo czasu od tamtego dnia....
Skończyłam szkołę średnią, a moja wyobraźnia zmuszała mnie do podjęcia studiów polonistycznych. Liczyłam na liczne „ literackie porywy serca”. Czułam, że tylko tam jestem w stanie naprawdę się odnaleźć.
Pierwszego dnia egzaminów wstępnych poznałam dziewczynę. Filigranową blondynkę o tak zwanym „amerykańskim” uśmiechu i pewnym siebie kroku. Wyglądała na inteligentną. Tematy same się rodziły. Miałyśmy podobne poglądy. Czułam, że mogłabym ją polubić.
Mijały lata.... Z dnia na dzień, z roku na rok, tworzyła się między nami niewidzialna nić. Początkowo nie miałyśmy pojęcia o jej istnieniu. Żyłyśmy pełnią życia...studenckiego.
Gdy byłam na czwartym roku studiów, moja siostra urodziła córeczkę. Zdecydowałam się wrócić do rodzinnego miasta, aby jej piastować (cokolwiek to miało znaczyć - pierwsze niemowlę w naszej Rodzinie, więc doświadczenie miałam ubogie;)).
Mój powrót „do domu” oblany był łzami... Łzami radości - cieszyła się ma Rodzicielka i reszta Rodziny; i łzami smutku, które spadały jak grochy z policzków mojej Przyjaciółki. Starałyśmy się utrzymywać, że nic się nie stało, nic się nie zmieniło... Nie miało to sensu. Czułam się, jakby ktoś obciął mi nogę i wiedziałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie, jak było. Bałam się tego, ale wierzyłam, że „co ma wisieć, nie utonie”, a zobaczywszy moją małą, różową, pachnącą mlekiem siostrzenicę, ogarnęła mnie tak ogromna miłość....Zostałam.
Mimo odległości dzielącej nasze miasta, zawsze chciałyśmy widywać się jak najczęściej. Ch c i a ł y ś m y , bo nasze spotkania były (i są do tej pory) tak ogromna dawką optymizmu, relaksu, dobrej zabawy i szczerych rozmów z kieliszkiem dobrego wina w ręku, że trudno by nam było z tej przyjemności zrezygnować.
Czas mija nieubłaganie. Założyłyśmy Rodziny. Nauczyłyśmy się gotować i grzać w „ domowym ognisku” tak, aby ogień nie zgasł.
Całkiem niedawno miała sen...Bardzo wesoły sen. Przyśniła mi się Przyjaciółka, starająca się namówić mnie do obustronnego pisania listów...Swoje wywody na ten temat zakończyła mówiąc: „ Paula, może kiedyś pozbieramy te wszystkie listy i opublikujemy je składając książkę!” Obudziła mnie myśl: „ No tak! Cała Marta...Moja wariatka kochana!”
Po skończonym dniu, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, zadzwonił telefon... Odebrałam i usłyszałam: „Paula, wpadłam na genialny pomysł! Będziemy pisać listy! Założymy bloga!”
Przyjaźń czyni cuda i pozwala uwierzyć w telepatię...
Moja Mamunka miała pełno tego pisma :) "Wróżka" :D telepatia jednak istnieje ;), ja mam inny przykład . Kiedy tylko pomyślę o mojej Teściowej to za ok 5 minut mam od niej telefon z zaproszeniem na kawę :D
OdpowiedzUsuńA to dobrze kochana?Bo sama nie wiem, haha!
OdpowiedzUsuńMarta